Wizualna i dźwiękowa lekcja o międzywojennej Warszawie

Wizualna i dźwiękowa lekcja o międzywojennej Warszawie

Tętniącą życiem Warszawę sprzed stu lat można obejrzeć i usłyszeć na nowej wystawie w Fabryce Norblina. Wbrew zapowiedziom twórców, którzy określają ją jako multisensoryczną, doświadczenie opiera się jedynie na zmyśle wzroku i słuchu. Nie zapewnia też żadnej interakcji.

Wystawa “Retro Warszawa” oparta jest na zrekonstruowanych cyfrowo materiałach archiwalnych. Odzierając ją nieco z tajemniczej otoczki, można napisać wprost – to dziewięć obszernych, prostopadłościennych sal najeżonych wieloma rzutnikami multimedialnymi i głośnikami. Obsługa rekomenduje poświęcić na zwiedzanie 45 minut, czyli po minimum 5 minut na każde z pomieszczeń. Mamy zatem godzinę lekcyjną z Warszawą okresu międzywojennego.

Zwiedzający może być zwabiony zapowiedzią doświadczenia multisensoryczności. Ta techniczna nowomowa obiecuje wiele. Ale w praktyce otrzymujemy solidny zastrzyk wrażeń wizualnych i dźwiękowych. Multi, czyli… dwusensoryczna?

Tyle krytyki, bo wizualna część wystawy robi olbrzymie wrażenie. Zdjęcia z okresu międzywojennego ożywają wyświetlane w wielkim formacie na ścianach dzięki specjalnym zabiegom graficznym. A na nich widzimy Warszawę tętniącą życiem. Ukazano różne aspekty życia w stolicy: handel, życie codzienne, przemysł, półświatek, czas wolny. Na pierwszym planie zdecydowanie wybijają się mieszkańcy i piękna architektura. Część z pokazywanych budowali już nie istnieje.

Twórcy przyłożyli się do warstwy wizualnej. Z różnych archiwów powyciągano niezwykłe fotografie i filmy. To musiała być olbrzymia praca! Chwilami jednak brakuje wyjaśnienia, na co spoglądamy. Teksty są, ale dość słabo widoczne. Osoby nieznające stolicy, mogą czuć się nieco zagubione, bo co prawda mapka z pokazywanymi budowlami jest wyświetlana równolegle z nimi, to obrazy ciągle są w ruchu i chwilami trudno za nimi nadążyć. Nawet osoby ze zdrowym błędnikiem po kilkudziesięciu minutach przebywania na wystawie mogą czuć lekkie zawirowania.

Dopełnieniem wystawy są dźwięki towarzyszące ruszającym się obrazom. Chwilami są one bardzo głośne. Mankamentem jest to, że w jednym pomieszczeniu słychać treści z kilku innych. W konsekwencji mamy do czynienia z kakofonią, która dla osób wrażliwych może być nieco męcząca. Ale może to był zamysł twórców wystawy, aby pokazać, że Warszawa sprzed 100 lat nie była miejscem spokojnym?

Ciekawostką jest to, że na wystawa nie porusza tematyki wojny. Warszawa tętni tutaj życiem. Ludzie cieszą się, pracują, bawią i przechadzają. Może to i dobrze, bo tematyka drugowojenna często dominuje w narracji o stolicy. W tym przypadku nie ma zatem zniszczeń, bombardowań i cierpienia.

Rozczarowujące jest to, że twórcy nie zadbali o inne zmysły, na przykład węchu. Nie ma też żadnej możliwości interakcji. Nie wykorzystano na przykład żadnych czujników. Tu możliwości ich wykorzystania są nieograniczone i szeroko wykorzystywane na podobnych wystawach. Nie ma też paneli dotykowych. Ale to akurat można uznać za jej zaletę, jeśli bierzemy pod uwagę higienę, zwłaszcza w czasach (kończącej się?) pandemii.

Podsumowując, “Retro Warszawa” to z pewnością inne spojrzenia na historię Warszawy i stanowi dopełnienie stołecznych muzeów wypełnionych zabytkami. Tu mamy do czynienia aż z przesytem pod względem wizualnym. Nawet dzień po wizycie ciągle widzę konkretne twarze i sylwetki warszawiaków sprzed stu lat przechadzających się po ulicach stolicy, które ożywili utalentowani animatorzy i graficy. Tych dziewięć sal pełni zatem rolę wehikułów do przenoszenia w czasie. Z dawkowaniem należy uważać i należy z nich korzystać rozważnie.

A że jest to pewna nowość – należy za to dużo zapłacić. Cena może nieco zniechęcić, ale osoby, które są zafascynowane historią Warszawy nie powinny czuć się zawiedzione wizytą. Coś nowego lub ciekawego znajdą tu dla siebie uczniowie, studenci historii, historycy, pasjonaci i varsavianiści. “Uderzenie” obrazem może też zaintrygować do sięgnięcia po literaturę na temat Warszawy i sprowokować do poszerzania wiedzy na jej temat.

Szymon Zdziebłowski

Fot. materiały prasowe ArtBox Experience

Źródło: Nauka w Polsce

Anna Siemińska
sieminska.anna@edupolis.pl

Organizacja: Biblioteka Pedagogiczna w Toruniu



| Polityka cookies | Polityka Prywatności i Regulamin | Redakcja | Deklaracja dostępności |

Wykonano dla: Województwo Kujawsko-Pomorskie

Odsłon: 7034494