Polska szkoła choruje nie na testozę, ale na ocenozę

Polska szkoła choruje nie na testozę, ale na ocenozę

IBE Instytut Badań Edukacyjnych - logo

Dyrektor IBE dr hab. Maciej Jakubowski, wypowiedział się na temat ostatnich zmian w polskiej szkole. Zachęcamy do zapoznania się z treścią wywiadu udzielonego dla Rzeczpospolitej, opublikowanego 17 kwietnia 2024 r.

Rozmowa redaktor Joanny Ćwiek-Śwideckiej z dr hab. Maciejem Jakubowskim:

J. C.-S. – Instytut Badań Edukacyjnych przygotował informator dla nauczycieli, w którym wskazuje, w jaki sposób uczyć bez zadawania prac domowych.

M.J. – To jest informator nie tylko dla nauczycieli, ale także dla rodziców, którym także chcemy pokazać, w jaki sposób można pracować z dzieckiem. Co do nauczycieli to przypominam, że przecież mogą zadawać pracę domową, ale w taki sposób, by uczeń sam chciał te prace wykonywać i dzięki temu osiągać jak najlepsze efekty.

Wielu nauczycielu twierdzi, że jeśli nie będą zadawać prac domowych, to uczniowie nie będą robić kompletnie nic.

To nieprawda. Jeżeli nauczyciel myśli, że tylko zadając prace domowe, może zmotywować ucznia do nauki, to nasze poradniki mogą być dla niego szczególnie przydatne. Taka strategia nie przynosi dobrych efektów. W dzisiejszych czasach założenie, że uczeń sam wykonuje pracę domową, jest już nieaktualne. Choć z pewnością są uczniowie, którzy wciąż tak robią.

Pamiętajmy jednak, że żyjemy w czasach sztucznej inteligencji, którą – jak pokazują amerykańskie badania – kilkadziesiąt procent uczniów wykorzystuje do rozwiązywania prac domowych. Nie mamy takich danych dla Polski, ale mam wrażenie, że nauczyciele nie do końca sobie uświadamiają, jak popularne jest to narzędzie.

W jaki sposób zadawać prace domowe, żeby uczniowie chcieli je wykonywać i żeby pomagało im to później na sprawdzianach?

Nauczyciel dalej może wykorzystywać oceny do motywowania ucznia. W szkole podstawowej praca w domu nie może być jednak oceniana. Nauka w domu powinna być powtórzeniem tego, co uczeń opanował na lekcji.

Problem w tym, że niestety często prace domowe służą nadgonieniu materiału. Uczniowie w domu mają doczytać to, czego nauczyciel nie wytłumaczył na lekcji.

My będziemy zachęcać nauczycieli, by dawali zadania powtórkowe, takie, które będą utrwalały to, co było w klasie, i pomagały przygotować się do sprawdzianów. Uczniowie przekonają się, że im się to przydaje. Rolą nauczyciela jest podkreślenie, że końcowy efekt zależy od tego, ile wysiłku uczniowie włożyli we własną naukę.

Nauczyciele podkreślają, że dzięki pracy domowej młodzi ludzie uczą się systematycznej pracy.

To prawda, że uczą samodzielności, wytrwałości i skupienia. Jednak do tego nie jest potrzebna ocena, a same prace domowe nie wystarczą. Musimy pamiętać, że trzeba nauczyć dzieci systematycznej pracy, a nie mieć nadzieję, że same się tego nauczą podczas prac domowych.

Ostatnio modne były prace domowe wykonywane w grupie czy metodą projektu.

Moim zdaniem to nie jest najlepsze rozwiązanie. Po pierwsze szkoła nie powinna tak silnie ingerować w czas wolny uczniów. Po drugie te metody są bardzo trudne i jeśli nie nauczymy dzieci pracować w ten sposób na lekcji, to w domu też same tego nie zrobią. Taka praca domowa będzie często nieskuteczna. Przez to, że damy zadanie grupowe do domu, uczniowie nie nauczą się efektywnie pracować w grupie.

Czy szkoła jest przygotowana na taką zmianę systemu nauczania? Czy to nie skończy się jeszcze większą ocenozą niż obecnie?

Problem z pracami domowymi jest wtedy, gdy są one przymusowe i oceniane. Głównym narzędziem do motywowania w szkole nie może być ocena. Ja nie jestem przeciwnikiem ocen jako takich, ale jeżeli widzę, że dzieci praktycznie codziennie dostają jakieś oceny, nie ma żadnej pracy bez stopnia, to jestem przekonany, że nie o to w szkole chodzi.

Musimy budować w młodych ludziach przekonanie, że oni uczą się dla siebie, a nie dla ocen. A jeżeli dajemy pracę do wykonania i mówimy, że to będzie na ocenę, to uczeń nie skupia się na tej pracy, tylko na ocenie.

Ale jest tu pewna sprzeczność. Z jednej strony jest pan za pozostawieniem ocen w szkole, z drugiej – przeciwko motywowaniu ocenami.

Chodzi mi o to, że oceny powinny być w szkole, ale powinno ich być mniej. Tu trzeba znaleźć złoty środek, bo chodzi nam o to, by wykształcić w młodym człowieku umiejętność uczenia się przez całe życie. Do tego dzieci potrzebują umiejętności planowania i monitorowania własnej nauki, ale też ważne jest to, by patrzyły na swoją pracę jako na informację zwrotną. Uczeń musi wiedzieć, co zrobił dobrze, a co źle. Badania mówią jasno, że gdy pojawia się ocena, to uczeń zainteresowany jest tylko nią.

Mam doświadczenie w pracy ze studentami. Zauważyłem, że przychodząc po latach nauki w szkole, gdzie wszystko było nastawione na ocenianie, ciągle mnie pytają, czy coś będzie na ocenę, czy nie. Nie rozumieją, że uczą się dla siebie.

I w jaki sposób motywuje ich pan do nauki?

Mówię, że to będzie na egzaminie. Tak samo nauczyciel może stwierdzić, że warto odrobić pracę domową, bo te zagadnienia będą na sprawdzianie. I jeżeli ktoś chce się dobrze do niego przygotować, to musi wykonywać zadawaną pracę. I nie jest ważne, czy ta praca jest na ocenę. To buduje odpowiedzialność za własne decyzje.

Co jeszcze zmieni się teraz w szkole?

Chcemy postawić na ocenianie kształtujące. Chodzi o to, żeby uczeń zawsze dostawał dobrą informację zwrotną o tym, nad czym powinien jeszcze popracować. Taki jest cel oceniania. Ale kiedy pojawia się cyfra, to ta informacja traci na znaczeniu. Same cyfry nie popychają młodych ludzi do rozwoju.

Nauczyciele mówią, że nie mają czasu pisać informacji zwrotnych.

Jest błędne przekonanie, że każdego ucznia trzeba bardzo dokładnie ocenić i każdy ma otrzymać bardzo dokładną informację zwrotną. I to za każdym razem, kiedy dajemy uczniom zadania. To jest dla nauczyciela niewykonalne. Natomiast można informację zwrotną dawać w inny sposób – poprzez bardzo krótkie wskazówki podawane nawet grupowo. Doświadczony nauczyciel bez problemu sobie z tym poradzi. Oczywiście najlepsza jest indywidualna ocena zwrotna, ale nie jest konieczna na co dzień.

Są szkoły, które mają ocenianie procentowe. One wydają się bardziej odzwierciedlać stan wiedzy.

To też jest ranking i również może działać na uczniów demotywująco. W każdej metodzie, w której jest ocena, dziecko nie skupia się nad tym, czego się nauczy, ale jak zostanie ocenione.

Mówi się, że w Polsce robimy za dużo testów. Jednak z badań wynika, że nie jest ich znacznie więcej niż np. w Finlandii. Tam jest nawet więcej testów niż w Polsce. Różnica jest natomiast taka, że nie są to testy nastawione na wystawienie oceny, a powtórzenie wiadomości, monitorowanie postępów i informację zwrotną dla ucznia i nauczyciela. Testy są świetnym i bardzo skutecznym narzędziem nauczania, ale nie wtedy, kiedy służą głównie ocenianiu.

Ale to znów dla nauczycieli bardzo dużo pracy.

Można robić testy online, gdzie one są automatycznie sprawdzane, i nauczyciel nie musi wkładać żadnego wysiłku. Na podstawie ich wyników nauczyciel tylko wyciąga wnioski i wyłapuje rodzaje błędów popełnianych przez uczniów. Pojawiają się lawinowo nowe narzędzia oparte na sztucznej inteligencji, które bardzo ułatwiają tworzenie i sprawdzanie testów czy pisemnych prac. My nie chorujemy na testozę, chorujemy na ocenozę.

Nauczyciele są w stanie poradzić sobie z tymi obecnymi zmianami?

Gdy prowadziłem szkolenia dla nauczycieli i mówiłem o pozytywnych efektach testowania, dla wielu z nich było to zaskakujące. Bo tego nie uczy się na studiach pedagogicznych. Ale na pewno nauczyciele sobie z tym poradzą, jeśli tylko wyposażymy ich w odpowiednie narzędzia.

W jaki sposób rodzice mogą wspomóc swoje dzieci w nauce?

To zależy od wieku dziecka. Może to być na przykład przepytywanie dziecka. Uczymy się, głównie odpowiadając na pytania. Warto zadawać dziecku pytania inne niż te, które są w podręczniku, by w ten sposób zmusić je do myślenia. Warto też powtarzać materiał sprzed tygodnia czy dwóch, bo ludzie naturalnie zapominają nawet najważniejsze rzeczy. Badania pokazują proste metody, które są bardzo skuteczne i łatwe do zastosowania w domu.

To też bardzo obciąża rodziców popołudniami.

I tak, i nie, bo stawiając na metody nauczania poparte badaniami, sprawiamy, że sama nauka jest skuteczniejsza, idzie znacznie szybciej i ostatecznie zajmuje dużo mniej czasu.

Druga sprawa to planowanie nauki – i w tym rodzice mogą pomóc dziecku. Badania pokazują, że lepiej uczyć się trzy razy po czterdzieści minut niż np. przez trzy godziny bez przerwy. Warto też przeplatać przedmioty czy rodzaje zadań. To proste do zastosowania, skuteczniejsze, więc można poświęcić mniej czasu, ale wymaga planowania.

Co jeszcze powinno zmienić się w szkole?

Powinny zmienić się relacje. Nauczyciel nie musi być kolegą, ale powinien być mistrzem, który prowadzi przez wiedzę i naukę, pokazuje wartość tych rzeczy, które uczniom wydają się nieprzydatne. Budzi szacunek, bo wie, jak uczyć i osiągać sukces, potrafi też wspierać uczniów. Ale musi się zmienić podejście, by nauczyciel częściej sięgał nie po kij, a po marchewkę.

Polskie szkoły, zwłaszcza w starszych klasach, koncentrują się na nauce pod egzamin.

Sama nauka pod egzamin nie jest niczym złym. Gdy zakładamy, że egzamin koncentruje się na najważniejszych rzeczach, to uczenie się do niego jest przydatne. Gorzej, jeśli ten egzamin jest celem samym w sobie. To jest tylko jeden z etapów w życiu, który pokazuje, nad czym trzeba pracować, by osiągnąć sukces. Sama ocena jest sprawą drugorzędną.

Źródło: IBE

_

22 kwietnia 2024 r.

Ryszard Karczewski
ryszard.karczewski@edupolis.pl

Organizacja: Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka w Bydgoszczy



| Polityka cookies | Polityka Prywatności i Regulamin | Redakcja | Deklaracja dostępności |

Wykonano dla: Województwo Kujawsko-Pomorskie

Odsłon: 7343778

Skip to content